Zachęcony przez pracowników szpitala do wspomnień, chcę Obrzyczanom i osobom zainteresowanym ujawnić pewien fakt z przeszłości. Otóż bodaj w 1973 roku powstała propozycja nazwania ulic w naszym Szpitalu. Pomysł sam się zrodził wobec faktu, iż mimo tak zgrabnego planu szpitala wielu osobom „z zewnątrz” trudno było wytłumaczyć lokalizacje poszczególnych obiektów, gubili się, poza tym w szpitalu działy się rzeczy ważne, ale i typowe tylko dla tego miejsca, do których należało się ustosunkować, a do tego autorom nie brakowało zamiłowania do porządku i poczucia fantazji, z czego wynikało, że ulice być muszą! Grupa inicjatywna, do której należeli państwo Vitalowie, mgr Sawczyn, dr S. Kostrzewski moja żona Jadwiga i niżej podpisany,w ciągu bodaj dwu wieczorów, stymulując delikatnie lotność umysłów winem z suszonego(!) głogu, przypisała poszczególnym uliczkom nazwy. Po narysowaniu przeze mnie (przez kalkę!) około 30 egzemplarzy, plan został przedstawiony ówczesnemu dyrektorowi, dr. Szwedkowiczowi oraz kolegom z grona lekarskiego z okazji dnia 1 kwietnia, czyli Prima – Aprilis. Czy żal, że nazwy nie weszły w życie – oceńcie Państwo sami.
Nazwy mają swój „klucz” wiążący się z różnymi osobami i wydarzeniami, które zaistniały w przeszłości, stąd wymagają wyjaśnienia dla współczesnych, a dla starszych będą miłym wspomnieniem. A więc do roboty!
Place:
FARYZEUSZY I CELNIKÓW – to przed budynkiem administracji. Zawsze był podział na „tych z administracji” i personel biały, z pewnymi pretensjami, a do tego szpital był wówczas obiektem naprawdę zamkniętym i wyjście do miasta możliwe było tylko przez bramę, na którą dobry widok przez okno mieli (i mają) pracownicy działu kadr (na pewno celnicy, a czy faryzeusze to – trzeba było samemu osądzić.
SPÓŹNIONYCH PRZECHODNIÓW – z tyłu administracji – od tej strony (tylko nie zawsze o czasie) wchodziło się do administracji podpisywać listę obecności.
KATEDRALNY – przed kościołem, nie wymaga tłumaczenia, choć niektórzy spośród nas wspominają jeszcze księdza Rysia (to nazwisko nie imię!)
TEATRALNY – z trzech powodów: w nowo organizowanym Klubie Chorych kwitło już życie terapeutyczne, na poddaszu miewała próby orkiestra szpitalna, a poza tym w klubie przejściowo pracowali w tym czasie urzędnicy NIK kontrolujący szpital, i to był dopiero teatr(!), o czym będzie dalej.
A teraz kolej na ulice i komentarz do nazw, w większości bardzo już historyczny. Zaczniemy od strony lewej, w przeszłości zwanej żeńską, bo wówczas po tej stronie zdecydowanie przeważały oddziały kobiece. Osobny też był klucz do drzwi tych oddziałów.
Ulice na osi długiej szpitala:
GNOJNA – ponieważ wzdłuż tej ulicy (do dzisiaj) znajdują się ogródki działkowe. Na nich wówczas bywały chlewiki z królikami, kurami, nutriami, niekiedy również ze świnkami, a poza tym w nawożeniu tych ogródków preferowano nawóz organiczny czyli gnój.
DONOSICIELI (posiłków) – tędy do urzędników NIK-u pracujących w Klubie(IV),wieczorami zdążali donosiciele „na szpital” i dyrektora. Dla bezpieczeństwa dodaliśmy informację „posiłków”, ponieważ istotnie głównie tą ulicą chodziły grupy chorych (ubranych w białe kurtki) z wózkami i wiaderkami posiłków odebranych z kuchni dla oddziałów.
IMPORTOWA – tu był koniec bocznicy kolejowej, tutaj rozładowywano wagony z węglem brunatnym i koksem, który leżał w pobliżu (hałdy jak na Śląsku), oraz tu też przychodziły transporty mąki dla piekarni szpitalnej.
EKSPORTOWA – przedłużenie Importowej –tak ją nazwaliśmy, bo wieczorami, co bardziej zapobiegliwi mieszkańcy „podbierali” wiaderkami opał z hałd węgla na swoje potrzeby.
BULWAR ZACHODZĄCEGO SŁOŃCA – nazwa związana poniekąd z sytuacją ówczesnego dyrektora, dr. Szwedkowicza wobec trwającej wtedy kontroli NIK, jako przejaw sympatii, ale i obawy wobec obrzyckich plotek i złośliwych sugestii ludzi jemu niechętnych, oczekujących jakie będą rezultaty tej kontroli: A może dymisja?
PÓŁWIEJSKA – geneza tej nazwy jest prosta – prowadziła, gdy była czynna i otwarta brama u jej wylotu (z portiernią), do wioski pielęgniarskiej i nad baseny. Kto je pamięta? A poza tym po jej prawej stronie pojedyńcze domki, zadbane ogródki, kwiatki, georginie, malwy, sielsko-anielsko… Przeciwieństwo Gnojnej. Jeszcze nie wiejska, no może tak „na pół”. I tak już zostało.
Teraz „odkluczymy” (to słowo występuje tylko w gwarze poznańskiej) ulice poprzeczne, zaczynając od północy, czyli od góry planu:
DARCIA PIERZA – ponieważ w budynku łączącym się z XIX c były warsztaty terapii zajęciowej, gdzie pacjenci mężczyźni (przede wszystkim z oddz. 13 i 15) napychali trawą morską i szyli materace (niejedno dziecko pracownicze się na takim materacyku wychowało), a grupa kobieca głównie rekrutująca się z oddz. III darła pierze na poduszki.
UNIWERSYTECKA – bo przy tej uliczce była (i jest) szkoła podstawowa oraz funkcjonowało Liceum Medyczne, którego kilka absolwentek jeszcze pracuje (niektóre uczyłem!)
ZNOJNA – ponieważ przebiegała przy oddz. X, którego szef, dr Kostrzewski słynął z pracowitości.
PAMIĘTNA – naprzeciwko pomnika pomordowanych przez hitlerowców pacjentów
ZEMSTY O MUR GRANICZNY – krótko przed nazwaniem ulic został zburzony wysoki mur oddzielający od świata ogródek oddziału XIX, w którym leczono chorych niespokojnych i agresywnych, także podsądnych. Ordynator, dr Danielak był przeciwny likwidacji tego muru. Dyrektor Szwedkowicz wykorzystując czas nieobecności ordynatora w okresie jego urlopu polecił mur zburzyć. Nie było jak w „Zemście” Fredry, ale trochę „iskrzyło”.
LEŚNA – nie wymaga tłumaczenia, prowadziła do dużego domu mieszkalnego dla pracowników. Był on wówczas dwupiętrowy, posiadał drewniane balkony, nie było tam żadnych pięcioraczków tylko las a za płotem, jesienią— rydze!
URYNOWA – prowadząca do niedużego, obecnie niemal zapomnianego budynku, w którym wówczas mieściło się laboratorium, a badano tam nie tylko mocz i krew. W przyziemiu była hydroterapia.
KOSZAŁKA OPAŁKA – to wymyślona na końcu nazwa. Może zabrakło nam koncepcji, może wina było mało, ale nie było tu nic charakterystycznego, poza naszymi pacjentami, którzy sami jak krasnoludki, mówili nam „koszałki-opałki”. To zdanie proszę traktować z szacunkiem i sympatią dla ludzi chorych psychicznie!
DOBREJ ROBOTY – z tejże sympatii – z tej strony było wejście do Klubu Chorych, był on naszą chlubą, po prostu dobry pomysł i dobrze zrealizowany. Zresztą dobrze służy do dziś.
CHLIEBOWA (tak!)- to już prawdziwa historia – nasza piekarnia piekła sporą ilość chleba (pracowali tam również pacjenci), który codziennie odbierał samochód jednostki wojskowej Armii Czerwonej z Kęszycy. Odbierali codziennie całe auto! Nie wiem czy i ile płacili, ale niewątpliwie nasz szpital miał w ramach RWPG i Układu Warszawskiego znaczenie strategiczne! Dlatego nie Chlebowa, tylko Chliebowa!
WĄSKIE GARDŁO – ulica przed pralnią – często stało tu po kilkanaście, tak że trudno było przejść, wózków oddziałowych z towarzyszącym im personelem i pacjentami, odbierającymi wypraną pościel lub z pościelą do prania.
EMOCJONALNA – z powodu dr. Chudzińskiego który szefował wówczas bodaj na XVI-tce. Był postacią wielce charakterystyczną, lubianą przez wszystkich. W tym okresie Jurek w wyjątkowy, szczególny i typowy tylko dla niego sposób, mówił: „w sensie emocjonallll!”
NIEDOSYTU – dlatego, bo tutaj szli w towarzystwie personelu chorzy z termosami z kuchni, by zaspokoić niedosyt, czyli potrzebę spożycia posiłku w oddziałach, a poza tym na IV-ce urzędowali kontrolerzy z NIK-u, którzy cierpieli na niedosyt informacji o szpitalu.
JADU KIEŁBASIANEGO – taka drobna „złośliwostka” wobec kuchni, z której nigdy nie wyszło mimo znacznej ilości przygotowywanych posiłków dla chorych i pracowników, żadne zatrucie pokarmowe. Tutaj też w czasie wydawania posiłków do kotłów i garów na wózkach oddziałowych nieźle się kotłowało i niekiedy dochodziło do scysji o kolejność odbierania jedzenia. Były też koty i przelatywały gołębie.
ALCHEMICZNA – od dawien dawna (czyli od początku szpitala) był tu Rentgen (czyli pracownia Rentgenowska), co dla wielu pachniało chemią, ale w przyziemiu, tu gdzie obecnie jest Fizykoterapia była Apteka szpitalna, a to już z pewnością Al-chemia!
ZAKĄTEK APETYCZNY – między kuchnią a wieżą ciśnień. Nazwa bardzo przewrotna bo właśnie od tej strony wychodziły najbardziej „aromatyczne” wyziewy z kuchni szpitala. Czasami wylewało się dostarczane konwiami mleko, kapusta i inne takie… Sanepid może miał zastrzeżenia, ale nie było powodu do wstrzymania działalności.
KURNA – w narożniku tej ulicy było sporo kurników z prawdziwymi kurami i kogutami, które donośnie piały o oznaczonych porach dnia. Zdaje się, że były tam, przez sąsiedztwo z Gnojną, także świnki. Niektórzy, nawet szacowni pracownicy (też z administracji), w czasie pracy(!) do kurwy chodzili – tak się mówiło!
BABIŃSKIEGO I ROSSOLIMO – to ulica przy której wówczas był oddział neurologii (XI), a nazwa wzięła się od dwu ważnych odruchów neurologicznych opisanych przez uczonych o tych nazwiskach. Nadal neurologia jest przy tej uliczce, ale „tyłem”.
SZCZĘŚLIWYCH KOCHANKÓW – przy tej ulicy mieszkali od lat zasiedziali nobliwi, szanowani pracownicy, głównie lekarze, w tym osoby które można było określić, że są właśnie szczęśliwymi kochankami. Nazwiska chowam w życzliwej pamięci.
IMIENIA ZACNYCH RODZIN – w budynku przy tej ulicy mieszkały osoby i rodziny, które wielce się zasłużyły dla powstania i funkcjonowania szpitala, były jego ostoją, p.p. Wieczorkowie począwszy od p. Józefa, Dąbrowscy, Siemieniukowie, Szczuccy… Bardzo tam było spokojnie, wszystko ułożone. Niektórzy przechodzili tu (nawet w ciągu dnia) na palcach!
ZAUŁEK MROKÓW – zawsze ciemny, bez latarni o zmroku panie same tam nie chodziły ponieważ obok był las. Dobre miejsce dla tajemnych spotkań.
PIJANEGO KIBICA – prowadząca na boisko. Aczkolwiek do najbliższego sklepu z alkoholem było daleko (w mieście), a w sklepie na wiosce sprzedawano słabe piwo, zdarzało się, że po meczach na boisku kibice wracali w stanie „wskazującym na spożycie”.
OSTATECZNA – wiodła obok kaplicy i prosektorium na jeszcze wówczas czynny cmentarz szpitalny.
Pozostały jeszcze dwa obiekty:
PIEKIEŁKO – budynek obecnie mieszkalny, wówczas znajdowało się tam przedszkole i żłobek, wokół był starannie utrzymany teren z piaskownicami, huśtawkami, altanami. Jak ta dzieciarnia się darła, to nazwa ulicy stawała się właściwa. Królowała tam „Pani Derektor” Pielesiak.
STARÓWKA – willa w której tradycyjnie mieszkał dyrektor szpitala, na parterze. I słusznie – budynek bardzo reprezentacyjny, budzący szacunek, a dyrektor to potocznie „stary” – stąd Starówka.
Myślę, że wystarczy tych wspomnień. Zawsze przy takiej okazji stajemy przed pytaniem: czy wymieniać nazwiska i czyje? Według jakiej zasady? Czym się kierować? Przede wszystkim dbać by nie obrazić! Proszę Czytelników by niedociągnięcia przypisać niedoskonałości mojej pamięci i życzliwości. Dziękuję za uwagę. Przyznaję, że podczas pisania tego tekstu parę razy się wzruszyłem.
z pomocą małżonki Jadwigi wspominał Ryszard Krawiec.