„JEST W ORKIESTRACH DĘTYCH JAKAŚ SIŁA”
To o czym chciałbym opowiedzieć to też już przeszło do historii. Już od przeszło dwudziestu lat nie ma w Obrzycach orkiestry dętej, a wydaje mi się, że było to tak niedawno. Wielu, zapewne większość z obecnie pracujących w Szpitalu, nigdy jej nie widziało i nie słyszało. Jest pewno w Obrzycach jednak i grupa ludzi starszych – emerytów oraz mieszkańców, a miedzy nimi także członkowie orkiestry, którzy to pamiętają i być może z łezką w oku zechcą sobie tamte czasy przypomnieć. Z myślą o nich, ale także aby wzbudzić zainteresowanie młodych publikujemy dziś wspomnienia z tamtych lat. 56 lat, bo tyle czasu ile upłynęło od powstania orkiestry w Obrzycach oraz przeszło 30-letni okres jej istnienia, to szmat czasu. Z tego też powodu odtworzenie jej dziejów nie jest zadaniem łatwym. Szkoda, ale nikt nigdy nie prowadził kroniki orkiestry. Swego czasu przez kilka lat notowałem wszystkie występy – niestety nie udało mi się tych notatek odnaleźć.
Ponieważ co dwie głowy to nie jedna – choć obie głowy już niemłode – skorzystałem z pomocy pana Franciszka Kosickiego, któremu w tym miejscu gorąco dziękuję za wsparcie swoją pamięcią oraz użyczenie zdjęć ze swojego zbioru. Reprodukowane zdjęcia pochodzą więc z dwóch zbiorów – autora tego artykułu oraz pana Franka. Tyle tytułem wstępu i wprowadzenia w nastrój.
„NIBY NIC, A TAK TO SIĘ ZACZĘŁO…”
Był rok 1950. Pracę w Szpitalu w Obrzycach na nowo utworzonym stanowisku wicedyrektora do spraw społeczno – wychowawczych podjął Leon Mayer. To on był inicjatorem utworzenia w Szpitalu orkiestry dętej. Wkrótce zakupiono komplet instrumentów. Wśród pracowników Szpitala było kilku, którzy opanowali grę na instrumentach dętych już wcześniej. Byli oni już przed wojną członkami orkiestr dętych, zwłaszcza pielęgniarze, bowiem tradycja orkiestr dętych w szpitalach psychiatrycznych sięga znacznie odleglejszych czasów. Orkiestry działały także przy innych dużych zakładach pracy, zwłaszcza przy dużych węzłach kolejowych, wreszcie też przy ochotniczych strażach pożarnych. Drugą część składu orkiestry stanowili „ochotnicy” nauki gry na instrumentach, którzy zaczynali od podstaw.
Nie udało mi się niestety ustalić kto jako pierwszy kierował orkiestrą dętą w Obrzycach – był to ktoś z grona muzyków orkiestry wojskowej garnizonu międzyrzeckiego. Trwało to jednak krótko. Drugim kapelmistrzem został Stanisław Bałut – postać znana w świecie międzyrzeckich muzyków. Jednak nie utrzymał się on długo na tym stanowisku. Z trudnych już dziś do ustalenia powodów nastąpiła kilkumiesięczna przerwa w działalności orkiestry.
Od 1 maja 1951 roku pracę w Szpitalu, w warsztacie ślusarskim, podjął Ludwik Kosicki – zdemobilizowany w 1947 r. frontowy żołnierz Wojska Polskiego, instrumentalista w jego reprezentacyjnej orkiestrze. Jemu też wkrótce powierzono utworzenie od nowa szpitalnej orkiestry. Tym razem udało się to uczynić z lepszym skutkiem bo orkiestra pod jego kierownictwem przetrwała kilka lat, prawie do końca 1954 r. 1 sierpnia 1951 r., także w warsztacie ślusarskim rozpoczął pracę brat Ludwika Franciszek Kosicki, jeden z filarów orkiestry do ostatnich dni jej istnienia.
Kiedy ja stawiałem pierwsze kroki w obrzyckiej orkiestrze jako dwunastolatek i początkujący flecista, skład osobowy orkiestry zachowany w naszej pamięci wyglądał tak:
kapelmistrz i jednocześnie pierwszy trębacz – Ludwik Kosicki,
klarnety – Leon Kałek, Leon Boche, Walerian Hombek,
flet – Joachim Boche,
trąbki – Leon Pierzchawka, Mieczysław Antkowiak, Piotr Pejas, Henryk Łabuda, Stachuła,
tenory – Franciszek Kosicki, Andrzej Duszyński,
baryton – Wincenty Graczyk
alt – Wacław Szaj, Jan Melonek
puzony – Henryk Mikołajczak, Franciszek Rybicki,
basy – Roman Bździel, Edmund Nowak,
bęben – Jan Kowalczyk,
werbel – Zdzisław Sochacki.
Jak widać na fotografiach z tamtego okresu (Fot 1, 2, i 3) orkiestra była umundurowana. W owym czasie umundurowanie nie stanowiło większego problemu. Były to bowiem służbowe mundury przysługujące pielęgniarzom, zatem wystarczyło w takie same ubrać osoby nie będące pielęgniarzami i uszyć jeden mundur na miarę dla autora niniejszych wspomnień, który w tym czasie był jeszcze najniższy wzrostem w całym zespole. Z tego zadania bez zastrzeżeń wywiązał się szpitalny warsztat krawiecki z panem Edmundem Cenajkiem na czele.
Orkiestra, nawet złożona z najlepszych muzyków musi ćwiczyć, odbywać próby. Tym bardziej i tym więcej musi to robić zespół czysto amatorski, w części uczący się od podstaw. Potrzebna była zatem obrzyckiej orkiestrze sala prób. Pierwsza jaką pamiętam, przydzielona na dłuższy czas „sala” prób mieściła się w piwnicy budynku nr 28, wejście od strony oddziału 13-go. Co wyżsi musieli bardzo uważać aby nie zahaczyć głową o biegnące pod sufitem rury centralnego ogrzewania i ciepłej wody. Ćwiczenia nie kończyły się dla nas w sali prób. Z niejednego okna w Obrzycach, za wyjątkiem pory nocnej, często słyszało się ćwiczących trębaczy czy basistów.
Zadaniem i jednym z podstawowych celów dla którego orkiestra została utworzona było uświetnianie uroczystości zakładowych z okazji świąt państwowych, obchodzonych w tym czasie z pompą rocznic bądź to wydarzeń historycznych, bądź to urodzin czy śmierci wodzów. Były to więc akademie, pochody i przemarsze. Zapraszano nas także na podobne imprezy na szczeblu miasta czy powiatu. Okazją do występów były też dożynki w gospodarstwie rolnym Szpitala i okolicznych wsiach. Od zarania swoich dziejów orkiestra uświetniała imprezy straży pożarnej i PCK oraz zaprezentowała się w kilku miejscowościach, między innymi w Pszczewie, Trzcielu, Bobowicku, Brójcach, czy Przytocznej. Jak odbywał się przejazd widać na jednym ze zdjęć (Fot 3). W następnych latach w ramach wojewódzkich przeglądów orkiestr dętych orkiestra „zaliczyła” też Sulęcin, Międzychód i Zielona Górę. Kilkakrotnie orkiestra wystąpiła na pasterkach w obu wówczas czynnych kościołach w Międzyrzeczu oraz w kościele szpitalnym w Obrzycach.
Pierwszy etap działalności orkiestry dętej w Obrzycach zakończył się w roku 1954, kiedy to pod koniec tego roku działalność ta została zawieszona. W roku 1953 z pracy w Szpitalu odszedł wicedyrektor Leon Mayer, człowiek, który nie tylko przyczynił się to utworzenia orkiestry, ale także opiekował się nią na co dzień, pomagał rozwiązać każdy jej problem, a z racji stanowiska mógł wiele, był także obecny na każdym jej występie niezależnie od miejsca gdzie ten występ się odbywał. To ten pan na zdjęciu nr 2 z lewej strony, w cywilu, w czapce i z wąsikiem – muchą. Powodem wobec którego skapitulowała orkiestra były problemy kadrowe. Kilku członków orkiestry zmieniło miejsce pracy i wyjechało poza Międzyrzecz do pracy w innych szpitalach. Tę stratę dałoby się może odrobić. Jednak pod nieobecność wpływowego opiekuna zaczęły się problemy stwarzane przez zwierzchnictwo personelu pielęgniarskiego związane ze zwalnianiem z dyżurów na próby orkiestry, rzekome niemożliwości takiego wyznaczenia dyżurów, aby na czas prób bądź występów nie przypadał czas pracy. W tej sytuacji trzeba było zaprzestać działalności. Przerwa przeciągnęła się do września 1957 roku.
1 września 1957 r. funkcję kapelmistrza obrzyckiej orkiestry objął Lech Badziński – zawodowy podoficer, muzyk orkiestry wojskowej w Międzyrzeczu. Podjął on się właściwie utworzenia orkiestry od nowa opierając się na pozostałych w Obrzycach członkach poprzedniego zespołu oraz rozpoczynając szkolenie następnych. Miesiąc wcześniej pracę rozpoczął nowy dyrektor Szpitala lek. Kazimierz Borkowski. Wicedyrektorem d/s administracyjno-gospodarczych był wtedy Zdzisław Kurzawa, którego żona była referentem kulturalno – oświatowym. Dodając do tego znaczące poparcie Rady Zakładowej, można powiedzieć, że warunki funkcjonowania orkiestry były sprzyjające.
Próby orkiestry odbywały się początkowo w Szkole Podstawowej, a następnie w dzisiejszej sali konferencyjnej w budynku administracji. Jako zaplecze służył prawy balkon sali kinowej. Po latach takich „udogodnień” przeniesiono orkiestrę do Klubu Chorych, do adaptowanego na ten cel mieszkania na poddaszu. Było to lokum w miarę dogodne, w którym orkiestra dotrwała do końca swego żywota.
Nowy kapelmistrz okazał się człowiekiem zdolnym i energicznym. Szybko zdobył sobie autorytet i uznanie obrzyckiego środowiska. Jego działalność zaowocowała wkrótce ponownymi występami orkiestry. W razie potrzeby swoją pomoc ofiarowali koledzy kapelmistrza z orkiestry wojskowej, o ile dysponowali wolnym czasem. Do reanimowanej orkiestry powrócił także autor tych wspomnień, który 1 października 1957 r. rozpoczął pracę w Szpitalu. Tym razem jako klarnecista, a dzięki Lechowi wkrótce także opanowałem kolejny instrument – saksofon. W ślad za nowym kapelmistrzem do pracy w Obrzycach i do orkiestry ściągnął wkrótce Bolesław Perz – klarnecista i saksofonista. Najstarsze, jakie posiadam, zdjęcie z tamtego okresu pochodzi z 1959 r. (Fot. 6)
L. Badziński to ten w wojskowym mundurze stojący między orkiestrantami. Od lewej w 1 rzędzie: J. Boche, W. Hombek, Fr. Stachowiak, Wł. Luc, Wł. Kozioł, w 2 rzędzie między innymi: Fr. Kosicki, A. Bałut, W. Więch i T. Kijak.
Do orkiestry włączył się ponownie także Ludwik Kosicki, który pod nieobecność kapelmistrza prowadził orkiestrę.
„Nowa” orkiestra nie była jeszcze umundurowana. Nastąpiło to trochę później bo w 1961 r.
Poprzednio wymieniłem niektóre z bieżących wydarzeń stanowiących okazję do udziału w nich orkiestry. Inną taką okazją były zawody sportowe, w tym organizowane przez Zw. Zaw. Prac. Sł. Zd. Spartakiady Pracowników Służby Zdrowia. Pierwsza taka impreza odbyła się na obiektach sportowych naszego szpitala we wrześniu 1960 r. Moment wejścia na stadion przedstawia kolejne zdjęcie. Na czele kierownik ekipy gospodarzy mgr Józef Matysiak.
Na kolejnym zdjęciu obrzycka orkiestra prowadzi pochód z okazji otwarcia tygodnia P.C.K. w Międzyrzeczu. Było to 8 maja 1961 r.
Latem tego samego roku orkiestra otrzymuje jednolite ubiory – popelinowe wojskowe wiatrówki, czarne spodnie i czarne berety. Prezentuje je następne zdjęcie. Widnieje na nim szereg nowych twarzy, ale również weteran Stanisław Bałut. Mam nadzieję, że nie urażę nikogo jeśli nie wymienię wszystkich osób widniejących na tym i na kolejnych zdjęciach. Przerosłoby to skromne ramy naszego pisma. Wydaje mi się też, że zwłaszcza starsi czytelnicy zapamiętali ich tak samo dobrze jak ja, a może lepiej. Niemniej dwóch jeszcze wymienię: pierwszy z lewej w drugim rzędzie, jeszcze bez okularów i bez brody to Marian Kanonik, a siedzący poniżej po tej samej stronie młodzieniec to Roman Prokopiec.
Wspomniane wcześniej okazje do występów miały charakter z pewnością pogodny. Nie sposób jednak nie wspomnieć i o tych smutnych, o udziale orkiestry w pogrzebach. Tych było także niemało w ciągu wieloletniej działalności orkiestry. Zaprezentuję tylko jedno zdjęcie (Fot. 11) – orkiestra prowadzi kondukt pogrzebowy z Obrzyc na stary cmentarz komunalny w Międzyrzeczu. Na nowy dojeżdżać trzeba już było autobusem. Udział orkiestry w wychodzących z obrzyckiej kaplicy pogrzebach zmarłych pracowników bądź emerytów był niemalże regułą, chociażby odprowadzenie konduktu za bramę szpitalną.
Pod koniec lat sześćdziesiątych ub. stulecia orkiestra „dorobiła się” nowych jednolitych garniturów.
Bodajże w 1970 r. Szpital zafundował swojej orkiestrze nowe mundury, uzupełnione później w czapki, akselbanty i inne dodatki.
Był to okres kiedy do orkiestry garnęło się wielu młodych chłopców, z których wielu wyrosło na muzyków wysokiej klasy, a niektórzy uczynili z muzyki swój zawód.
31 października 1970 r. z powodu przeniesienia służbowego z jednostki wojskowej w Międzyrzeczu do Ostrowa Wlkp. z obrzycką orkiestrą dętą rozstał się jej zasłużony kapelmistrz Lech Badziński. Na zakończenie poprowadził pożegnalny koncert orkiestry.
Batutę i buławę po Lechu Badzińskim przejął w obrzyckiej orkiestrze Tadeusz Majchrowski, występujący w niej już wcześniej klarnecista i saksofonista. Z orkiestrą dętą – wojskową – związany był od 16-go roku życia, kiedy to jako ochotnik wstąpił do orkiestry wojskowej w Międzyrzeczu gdzie służył potem zawodowo do 1954 r. Ze Szpitalem w Obrzycach zetknął się już wcześniej bo w latach 1954-1955 pracował jako świetlicowy.
Orkiestrę po swoim poprzedniku przejął w listopadzie 1970 r. w pełnym składzie i dobrej obsadzie. (Fot. 15). Na wszelki wypadek przypomnę, że T. Majchrowski to ten pan po środku w 3-im rzędzie.
Tadeusz Majchrowski prowadził orkiestrę do marca 1973r.
Po trwającym niespełna 4 miesiące wakacie, 2 lipca 1973 r. funkcję kapelmistrza obrzyckiej orkiestry dętej objął Kazimierz Porzycki, który już wcześniej był członkiem orkiestry. Tak jak i jego poprzednik grał na klarnecie i na saksofonie. Także i on wywodził się z szeregów muzyków wojskowych – w chwili objęcia orkiestry w Obrzycach był już na emeryturze. Z muzyką i wojskiem związany od wielu lat – elew orkiestry wojskowej przed wojną, uczestnik kampanii wrześniowej. Po wojnie przez 2 lata był członkiem orkiestry kolejowej w Zbąszynku, a do końca 1960 r. służył w jednostce wojskowej w Międzyrzeczu jako solista w orkiestrze i następnie jako zastępca kapelmistrza. Obrzycką orkiestrą dyrygował Kazimierz Porzycki do końca lutego 1980 r. Tak jak jego poprzednicy poniósł duże zasługi dla tej orkiestry. Wykształcił w Obrzycach kilku młodych muzyków, z których dwóch poszło w jego ślady i zostało zawodowymi muzykami w Wojsku Polskim. Choć nie trwało to zbyt długo, ale jako pierwszy wprowadził do orkiestry dziewczęta – grały na werblach, inne uczyły się gry na instrumentach dętych blaszanych. Sądzę, że dla wielu czytelników będzie zaskoczeniem gdy zdradzę, że na zdjęciu (Fot. 16) dostrzec mogą dwie spośród aktualnie pracujących w Szpitalu Pań. Żeby nie ułatwiać do końca odpowiedzi na pytanie podam tylko imiona – Barbara i Iwona, wówczas uczennice bodajże 7 klasy szkoły podstawowej. Gry na altach uczyły się bliźniaczki Barbara i Ewa.
Po odejściu Kazimierza Porzyckiego, pierwszego marca 1980 r. nieetatowym kapelmistrzem orkiestry został Ryszard Rybicki, będący już członkiem orkiestry, pracujący w Szpitalu od 22 stycznia 1973 r. Również i on wywodzi się z grona muzyków wojskowych – był elewem w orkiestrze międzyrzeckiego garnizonu, po służbie zasadniczej, przez kolejne 2 lata służył w niej nadterminowo. Ponieważ w obrzyckiej orkiestrze zatrudniony był tylko na części etatu, obowiązki dotyczące spraw organizacyjnych i gospodarczych orkiestry powierzono na podobnej zasadzie Franciszkowi Kosickiemu. Z uwagi na uszczuploną już wówczas obsadę orkiestry kapelmistrz prowadził zespół grając jednocześnie na instrumencie – trąbce. Stwierdzimy to spoglądając na zdjęcie.
Po rozwiązaniu umowy o pracę ze Szpitalem, Ryszard Rybicki 1 października 1982 r. pożegnał się z obrzycką orkiestrą i powrócił do służby zawodowej w orkiestrze wojskowej w Międzyrzeczu.
Sukcesję po nim objął Zdzisław Szmyt – także trębacz, który okazał się być ostatnim kapelmistrzem orkiestry w Obrzycach. Orkiestra w tym czasie bardzo „wyszczuplała”. Członkowie orkiestry ubywali z niej bądź to w związku ze zmianą miejsca pracy, bądź to z uwagi na wiek lub stan zdrowia. Nie bez znaczenia był fakt, że orkiestra mocno się zestarzała, a „narybku” nie było. Widoczny był też wpływ zniechęcenia wielu osób spowodowany sytuacją jaka wytworzyła się w kraju i nie ominęła także Szpitala. W takich okolicznościach, kiedy nie udawało się już zebrać i tych członków orkiestry, którzy oficjalnie jeszcze do niej należeli, nastąpił jej nieuchronny kres. Jeśli się nie mylę, było to w maju 1984 r. kiedy odszedł z orkiestry jej kapelmistrz – Zdzisław Szmyt. Podejmowane jeszcze próby wznowienia działalności orkiestry nie dały rezultatów.
Na tym można by zakończyć tę opowieść, postawić ostatnią kropkę i napisać „koniec”. Zdecydowałem jednak inaczej. Mianowicie wtrącę jeszcze jeden wątek i kilka refleksji.
„DZIAŁALNOŚĆ UBOCZNA”
Od zarania istnienia orkiestry jej członkowie tworzyli także mniejsze zespoły muzyczne, grające muzykę rozrywkową, a przede wszystkim taneczną. Reprezentowali oni w ten sposób Szpital w odbywających się w owym czasie regularnie przeglądach zespołów estradowych.
Poczynając od zabawy sylwestrowej, poprzez zabawy karnawałowe – jedne i drugie w sali kinowej, potańcówki w sali przykinowej, dansingi w klubie chorych a kończąc na zabawach na wolnym powietrzu – przy basenach, członkowie orkiestry dętej „wspomagani” przez gitarzystów i akordeonistów – spośród, których podkreślić chciałem szczególnie zasługi Jurka Drążyńskiego – zabawiali pracowników i mieszkańców Obrzyc.
„POMOC SĄSIĘDZKA”
Wspomniałem wcześniej o współpracy muzyków wojskowych z Międzyrzecza z naszą orkiestrą. W tym miejscu chciałbym wspomnieć tych, którzy pomagali nam najczęściej, a byli to: Jan Filipowski, Zdzisław Szmyt – późniejszy kapelmistrz, Ludwik Bernasiewicz, Aleksander Judek i Jacek Magdziarek.
Współpraca jako taka ma to do siebie, że korzyści z niej płynące powinny być obustronne. Zdarzyło się więc i tak, że nasi pomogli wojskowym. Wprawdzie tylko raz, ale nie na siłę, jak obiecał to minister spraw wewnętrznych i administracji lekarzom, kilku naszych muzyków dobrowolnie poszło na 1 dzień w kamasze. Przywdziali wojskowe mundury i zastąpili chwilowo nieobecnych kolegów wojskowych. Przysięga odbyła się z pełnym ceremoniałem.
Tym, którzy tego pamiętać nie mogą, powiedzieć chciałem jeszcze i to, że z orkiestrą obrzycką związani byli bardzo ściśle między innymi: jeden z międzyrzeckich „melomanów”, chociaż zamieszkały w Obrzycach – Edward Środa, znany mieszkańcom Obrzyc obecny organista – Waldemar Nowak, właściciel międzyrzeckiej „Tequili” – Waldemar Dudziński, ostatni nadworny fotograf orkiestry ś.p. Jerzy Drwęski, czy muzykujący wśród górników byłej kopalni „Wawel” Jurek Kosicki s. Franciszka oraz wielu, wielu innych spośród więcej jak osiemdziesięciu nazwisk, które sobie przypominam, a że pamięć jest zawodna – było ich chyba więcej.
Wreszcie cieszy i to, że w orkiestrze dętej OSP w Międzyrzeczu zobaczyć można również twarze znane z obrzyckiej orkiestry – Ryszard Rybicki, Jan Łuczak, Józef Lubieniecki, Zdzisław Szmyt i Ireneusz Dudziński. Nie obcy jest kapelmistrz Aleksander Judek. Póki z udziału w orkiestrze nie wyeliminowała go ciężka choroba, członkiem jej był również pracownik Szpitala Lech Domagała.
Jest zatem jakaś siła w orkiestrach dętych, która oddziaływuje nie tylko na słuchaczy, ale także, a może przede wszystkim, na tych którzy te orkiestry tworzą. Dla prawdziwie kochających ten rodzaj muzyki nie ma siły, aby ich przed tym powstrzymać.
Joachim Boche